Miejsce
Usuń filtrowanie

O sekcji:

Każdy, kto pamięta żelazny uścisk, w jakim Moskwa trzymała Polskę, a także Europę Wschodnią w czasach komunizmu, może być zaskoczony wyróżnieniem dla Kena Loacha na Festiwalu Transatlantyk. Reżyser, będący już dobrze po osiemdziesiątce, jest jednym z najbardziej radykalnych brytyjskich twórców ostatniego półwiecza. Jest socjalistą, ale jego przekonania nie mają nic wspólnego z moskiewską odsłoną tej ideologii, a w jego filmach na pierwszym planie są ludzie, a nie polityczna debata. W filmach, jakie Ken Loach osobiście wybrał do festiwalowej retrospektywy, wyraźnie widać, że reżysera interesuje wpływ zachodniego społeczeństwa na bohaterów, nie zaś krajobraz ideologicznych podziałów, w jakim dorastali. Już w trakcie napisów końcowych staje się jasne dla widzów, jakie wady i problemy według Loacha ma kapitalizm. Jego filmy mogą oburzać i złościć widzów o konserwatywnych poglądach, ale przenikające je ciepło, zrozumienie dla ludzkiej natury oraz humor uczyniły z Loacha twórcę wybijającego się ponad lokalny kontekst. To reżyser światowego formatu. Podziwiają go inni filmowcy, a także każdy, kto marzy o tym, by na świecie było więcej współczucia i wzajemnego zrozumienia.

Cieszę się, że w programie przeglądu znalazł się arcydzielny film „Kes” – jego bohaterem jest nastoletni chłopiec, niezbyt przykładający się do nauki, za to z łatwością ładujący się w kłopoty. Jego życie diametralnie zmienia się, gdy poznaje pustułkę. Trudno się nie popłakać w trakcie seansu „Kes” – choćby ze śmiechu – na przykład oglądając niedorzeczny mecz piłki nożnej, którym próbuje dyrygować jeden z nauczycieli, najwyraźniej zainteresowany grą bardziej niż którykolwiek z jego uczniów. Scenę tę, tak na marginesie, ilustruje muzyka, która tradycyjnie zapowiadała sobotni mecz.
Na tym przykładzie widać, jak Ken precyzyjnie i z radością podgląda ludzkie słabości – parodia trafiona w dziesiątkę. Podobne połączenie widać w „Riff Raff”, którego akcja dzieje się na placu budowy luksusowego osiedla. Oto ubodzy robotnicy budują nowe domy bogaczom na pięknym kawałku ziemi, choć z pewnością można by z niej zrobić lepszy społecznie użytek.

Powinniście państwo wiedzieć jeszcze ze dwie czy trzy rzeczy o Kenie. Jedną z nich jest to, że pracuje przede wszystkim z naturszczykami, nie zaś z zawodowymi aktorami. Niektórzy z nich, jak wcielający się w rolę głównego bohatera w „Kes” David Bradley, zostają później profesjonalistami w tym fachu. Ale dla większości pierwszy występ przed kamerą filmową jest zarazem ostatnim. Zdumiewające jest jednak to, jak wszyscy oni wspaniale grają, nie dziwi więc, że wymagająca publiczność w Cannes oklaskuje ich na stojąco niemal za każdym razem równie entuzjastycznie jak samego reżysera – bo też prawie każdy film Kena jest pokazywany na tym festiwalu.

Jako krytyk filmowy od długiego czasu piszący do „The Guardian”, znam Kena od przeszło pięćdziesięciu lat i zdarza nam się kłócić na tematy polityczne, ale mimo to nie zapominam, że jego kariera reżyserska nie była usłana różami.
W latach, gdy miał energię by kręcić film za filmem, nie mógł zrobić żadnego, a gdy próbował pracować dla telewizji, był w niej poddawany ostrej cenzurze. Ten trudny czas trwał ponad dekadę i dopiero w ostatni latach, gdy wielu z jego równolatków przeszło na emeryturę, zrozumieliśmy prawdziwą wartość jego twórczości. Lubię myśleć, że krytycy filmowi przyczynili się swoimi recenzjami do dania reżyserowi drugiej szansy. Ken jest nadzwyczajnym człowiekiem, bojownikiem o prawa tych, których większość z nas nie zauważa lub świadomie ignoruje. I w życiu, i w filmach, Ken tak samo ujmuje się za człowiekiem; jest szlachetną ikoną brytyjskiego oraz światowego kina.

Derek Malcolm

Ta strona używa plików cookies w celu prawidłowego funkcjonowania, analiz i statystyk strony. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich zapisywanie.